Ostatni weekend września to wycieczka w moje ulubione Góry Opawskie. Mam do nich jakiś sentyment. Może dlatego tak je lubię, że są takimi polsko-czeskimi górami (choć Czesi pewno powiedzieliby czesko-polskimi górami, bo jednak większa część tych gór leży na terenie Czech) oddalonymi od Opola zaledwie o 80 km. Może dlatego, że jestem czechofilem w ukryciu. Może dlatego, że mam z Górami Opawskimi same dobre wspomnienia. Wycieczka przebiegała żółtym szlakiem, taką trasą: Parking przy skansenie Zlatorudne Mlyny – Náhon – Pod Lysým Vrchem – Hadi Louky – Měděná štola – Zlate Hory (Bohema) - Kostel Panny Marie Pomocné.
Po drodze grzybów do wyboru, do koloru, trujące i te nadające się do
spożycia. Nie trzeba było nawet w las wchodzić bo rosły przy drodze. W lesie
pełno turystów z Polski ale tez i Czechów. Widać, nie tylko my jesteśmy narodem
grzybiarzy.
Od punktu Zlate Hory (Bohema) wchodzi się na drogę krzyżową, która
biegnie wzdłuż szlaku żółtego aż do Sanktuarium Matki Boskiej Wspomożycielki
Wiernych (czes. Panna Maria Pomocná, niem. Maria Hilf). Stacje ustawione są w
szczerym lesie i wyglądają jak małe kapliczki zbudowane z kamieni. Szczygieł
pisał w „Zrób sobie raj”, że Czesi to naród mało przywiązujący wagę do religii
więc się trochę zdziwiłam, tym bardziej, że na końcu drogi krzyżowej stoi
kościół wybudowany stosunkowo niedawno, bo w 1990 roku. Dla tych, którzy nie są
zainteresowani spacerowaniem po szlaku jest opcja podjechania pod kościół droga
asfaltową ze Zlatych Hor.
W kościele polski ksiądz. Czyli Szczygieł miał trochę rację :)
Szlak przechodzi obok nowego wyciągu narciarskiego na Příčný vrch (pol.
Góra Poprzeczna, niem. Querberg) – najwyższy szczyt Gór Opawskich, który
zarazem należy do tzw. Korony Sudetów.
Wejście na tą górę jest fajnie opisane tu.
Zgadzam się z jedną uwagą w szczególności: czasy i odległości wskazane na
tabliczkach mają się nijak do faktycznego chodzenia. Wszystko podane jest
bardzo optymistycznie (małe odległości i niewielka ilość czasu na ich
pokonanie), a w rzeczywistości idzie się znacznie dłużej i nie jest to kwestia
kondycji wędrowca, bo nie jest ze mną tak źle.
To mi przypomina mojego wujka,
który zawsze bardzo optymistycznie przedstawiał mi daną trasę rowerową. Zawsze
miała być nie za długa, bez stromizn i w ogóle łatwa. Później nauczyłam się
przemnażać, to co mówił, przez dwa – dopiero wtedy mniej więcej się zgadzało :)
Coś czuję, że zimą pojawię się na wyciągu bo wygląda mi on na alternatywę
dla zatłoczonego wyciągu na Ramzovej, a Filipovice już mi się znudziły. W ogóle
to przerzucam się na biegówki. A gdzie najlepiej jechać na biegówki jak nie do
Czech?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za odwiedziny. Feel free to leave a comment...