8/13/2013

Podróż 16. Moje 7 min w PKO BP.

Musiałam odwiedzić dziś PKO BP. Musiałam, bo poprzednie wizyty w tym państwowym molochu nie nastrajały pozytywnie: kolejki do doradców, ci zaś humorzaści i niekompetentni – to może odstraszać przed przestąpieniem progu tego banku po raz kolejny – opóźniałam więc wizytę ile się dało.

Dzisiejsza wizyta w tym banku mnie zaskoczyła. Na plus. Wyglądała mniej więcej tak.


Cel: odwiedzić doradcę w banku i sprawdzić czy na moim koncie, na które wpłacam raty kredytu studenckiego nie ma nadwyżki. Jeśli jest, przekazać tą nadwyżkę na poczet kolejnej raty (pomijam fakt, że musze robić to osobiście, i że nie dzieje się to z automatu).

Minuta 1: podjeżdżam pod bank (nowa siedziba znajduje się w biurowcu na ul. Damrota). Czas operacyjny 16:38. Modlę się, żeby nie było tabunu ludzi jak zwykle. Zapinam rower do znaku „uwaga”. Stojaków brak (czemu mnie to nie dziwi).

Minuta 2: wchodzę do banku, przede mną urządzenie rodem z Poczty Polskiej, kiedy to z uporem maniaka wprowadzała system kolejkowy. Z dotykowego ekranu wybieram „spotkanie z doradcą”. Wyskakuje karteczka z numerkiem „d521”. 

Minuta 3: siadam na krzesełku, rozglądam się po sali operacyjnej. Buczy klimatyzacja, gra muzyczka, na środku sali siedzą czekający na swoją kolejkę klienci (przecież nie petenci hehe).

Minuta 4: nad jednym ze stanowisk pojawia się mój numerek. Podchodzę do stanowiska. Pani doradczyni wstaje (zonk), przedstawia się (zonk) i pyta w czym może mi pomóc. 

Minuta 5: wyjaśniam co i jak. Okazuje się, że nie ma nadpłaty na moim koncie. 

Minuta 6: przypomina mi się, że harmonogram spłat przychodzi na inny niż bym chciała adres. Zmieniamy dane do korespondencji. 

Minuta 7: żegnam się a panią (pani nie próbuje mi sprzedać innych produktów – zonk), wychodzę. Zostało 30 sekund na ochłonięcie. WTF? Czyżby naprawdę się w tym molochu pozmieniało na plus?

PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za odwiedziny. Feel free to leave a comment...