Weekend przyniósł częściowo bezdeszczową pogodę i wlazłam na balkon rozglądając się czy aby kwiatki nie pozdychały, czy aby ich mszyca nie pożarła (miała ucztę menda) i aby powiesić to i owo na balkonowym sznurku.
Patrzę w prawo (mam taką półeczkę drewnianą przytwierdzoną do ściany na mosiążnych wspornikach zakupionych sto lat temu na targu staroci) i...okazało się, że mam "lokatorów", którzy zupełnie bez mojej wiedzy i zgody - samowola budowlana jak się patrzy - wybudowali sobie gniazdo na mojej białej truskawce rosnącej w fioletowej doniczce. Truskawka ledwo dycha przygnieciona ciężarem gniazda i już się nie dowiem, jak wygląda owoc białej truskawki na żywo, chyba, że sobie kupię kilo na Cytrusku.
Wikipedia podopowiada, że na mojej fioletowej doniczce gniazdo uwił sobie kos. Z tą jajecznicą to oczywiście żarotwałam, Wiki informuje, że to gatunek objęty ścisłą ochroną w Polsce, i że los kosa nie jest wesoły. Zewsząd czycha na niego niebezpieczeństwo. Z lewa koty, kuny i inne wydry, z prawa zdegustowani właściciele ogrodów działkowych i domów z betonu. Tak więc lituję się nad losem kosa. Dostawiam mu miskę z wodą i jabłko i monitoruję codziennie czy życie rodzinne kwitnie należycie.
Dzień 6. 4 jajka. Pani kosowa pozwala na kilka fotek.
Cudowne zdjęcie i ta pani kosowa na gnieżdzie,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń