7/29/2014

Podróż 53. Hinduskie Spa w pięciogwiazdkowym hotelu, w poniemieckim pałacu, na opolskiej wsi. Opole-Brzeg-Grodków-Sulisław-Niemodlin-Opole.

Dziś miałam być w Paryżu – kolebce francuskiej kultury. Skończyło się na hinduskim Spa i pięciogwiazdkowym hotelu, w poniemieckim pałacu, na opolskiej wsi.


Dodam, że Paryż – to naturalnie nie TEN Paryż, tylko tamten, położony w powiecie namysłowskim, w gminie Pokój, a hinduskie Spa znajduje się w niewielkiej odległości od Grodkowa, i jak się zupełnie przypadkowo dowiedziałam, jakiś czas temu Rektor Politechniki Opolskiej podpisał z właścicielem owego Spa list intencyjny w sprawie otworzenia studiów podyplomowych traktujących o jodze i ajurwedzie. Radni PiS wrzeszczą w mediach „szalrataństwo” ale ja się na tym nie znam. Dla mnie liczy się to, że spośród licznych pałaców i zamków rozsianych po Opolszczyźnie, ten nie gnije, tylko cieszy oko.

Gdyby nie Tomek, na którego kole wiozłam się bezczelnie przez całą, 138-kilometrową trasę prowadzącą przez Brzeg i Grodków, pewno bym tego pałacu za szybko nie zobaczyła.

Pozdrawiam również Wojtka z Szosowaszosa, który przekręcił z nami kilkanaście dobrych kilometrów i uczestniczył w „kofibrejku” na brzeskim rynku składającym się tym razem z kawy i tiramisu.

A teraz garść wiadomości o tej trasie

Start z ZWMu, czy osiedla AK jak kto woli, przejazd w kierunku Czarnowąs i Dobrzenia Wielkiego. Tą trasę opisywałam już w „emocjonalnym” wpisie o zaufaniu (a raczej jego braku) na drodze. Kto nie czytał, to niech nadrobi zaległości.

Można jechać aż do Popielowa, przejeżdżając Chróścice i Stare Siołkowice. A można skrótem – bo przecież skróty są fajne. Generalizując. Dziś ta generalizacja wyprowadziła nas w pole. A właściwie do błotnistej kałuży. I nie trzeba być szosowym ortodoksem aby wiedzieć, że błoto jest wrogiem kolarza. A fuj. Więcej o tym skrócie. Bo może czyta to jakiś fan rowerów przełajowych.

Tuż po zjechaniu z mostu koło Elektrowni Opole, trzeba kręcić w prawo, na Brzezie, a potem jechać tak jak droga prowadzi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie stado obłoconych ciężarówek, które krążyły po tej drodze we wte i z powrotem. Ostatecznie, wzięliśmy rowery na plecy i z obrzydzeniem przeszliśmy po tym błocie. Odradzam zatem ten skrót przez najbliższe parę lat, w sumie to do 2019 – wtedy zakończy się budowa nowych bloków Elektrowni Opole. Dodam, że aż do Grodkowa jechałam z obłoconą prawą nogą. Minus 20 WAT. 
Na rondzie w Popielowie wybraliśmy drugi zjazd na Brzeg. Potem nastąpiło 20 km niemalże pustej szosy (Tomek mówi, że szosa jest pusta "w piątek, świątek i niedzielę"). 

W Kościerzycach obejrzeliśmy „kościół w stylu bawarskim”, który okazał się być kościołem wzmiankowanym już w XIV wieku. 

Kolejnym przystankiem był Brzeg i „kofibrejk” w uroczej cukierni Bombonierka. Posiedzenie zostało zdominowane przez pogaduszki o szosowym sprzęcie i Klasyku Kłodzkim, w którym uczestniczył kolega Łukasz, który, jak się dowiedziałam na poprzedniej wycieczce, na „zaraził się” zupełnie niedawno.

W Brzegu nowe dla mnie obiekty: fontanna w Parku Miejskim, pryskająca wodą niczym wielka kurtyna wodna oraz stalowy most kratownicowy na Odrze, przeniesiony niczym Kościół Wang z jednego miejsca na drugie. Tym razem nie była to operacja ponadnarodowa – most przywędrował do Brzegu z okolic Bydgoszczy. 





Za Brzegiem odłącza się od nas Szosowaszosa, a my kręcimy dalej w stronę Grodkowa, który znam z „epizodu makijażowego” u FangleFashion. W Grodkowie, który ma piękny rynek i ledową fontannę, robimy sobie dłuższy postój. Tomek idzie po wodę, a ja wdaję się w pogaduszki z miejscowymi, którzy, mimo, że „zmęczeni życiem” w środku dnia, nawijają o minionych latach i przygodach na rowerze szosowym na Przełęczy Kubalonka. Pozory mylą. 


Orzeźwieni wodą z grodkowskiej fontanny, kierujemy się ku celowi naszej wycieczki. Paręnaście kilometrów od Grodkowa znajduje się jedyny pięciogwiazdkowy hotel na Opolszczyźnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kontrast pomiędzy znikającymi resztkami popegeerowskiej wsi po jednej stronie drogi, a przepychem z drugiej. Te gęsi, pasące koło Pałacu Sulisław ujęły mnie ogromnie. Pałacowi i jego dobroczyńcom należą się naturalnie podziękowania – wynieśli na wysoki poziom obiekt, który powoli ulegał ruinie, przyprawiając go odrobiną egzotyki. Pałac jest otoczony pięknym ogrodem i jest dostępny dla zwiedzających. Warto go odwiedzić bo miks: hinduski hotel, w poniemieckim pałacu, na polskiej wsi nie występuje zbyt często w przyrodzie.


Droga powrotna to kręcenie w stronę Niemodlina, a następnie zjazd z DK46 na Prądy, Wawelno, Chróścinę i w końcu na Opole. Wraz z upływem czasu, wzrastała temperatura otoczenia, kolejne litry wody nie pomagały, więc z radością przywitaliśmy koniec tej wyprawy. प्रणाम (Praņām).

2 komentarze:

  1. Też właśnie o nim pisałam. Prawdziwa perła. http://lifegoodmorning.blogspot.com/2014/10/weekend-w-paacu-sulisaw-witaminy.html
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tą politechniką i kierunkiem poświęconym Ajurwedzie można gdzieś dowiedzieć się więcej? To by mnie interesowało.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za odwiedziny. Feel free to leave a comment...